poniedziałek, 21 października 2019

WSPOMNIENIA Z SYCYLII - ARANCINI HOMEMADE

    Kilka dni temu wróciliśmy z Sycylii. Wypad był krótki, raczej weekendowy. Katania i Taormina. Katania bo blisko lotnisko, w zasięgu restauracje, zabytki, tłum ludzi... Taormina bo to cudo. No i oczywiście Etna, olbrzymia, górująca nad miastem. Widziałam ją na dzień dobry, kiedy to pokazała się w pełnej krasie, bez chmur i na do widzenia z chmurą dymu unoszącą się nad kraterem. Do Taorminy ciągnęło mnie od lat. Chciałam na żywo zobaczyć miejscowość o której pisała Joanna Chmielewska w jednej z moich ulubionych jej książek "Całe zdanie nieboszczyka".
O kuchni sycylijskiej również nie będę się rozpisywać, bo napisano już tyle tomów i nakręcono tyle programów, że nie będę tego powielać. 


Jednak potraktuje kuchnie sycylijską jako inspirację. Mam na myśli ARANCINI ryżowe kule z nadzieniem, panierowane i smażone w głębokim tłuszczu. Aktualnie jest to jedna z potraw, której spróbowanie każdy turysta uważa za swój obowiązek. Urosło do rangi potrawy narodowej, dla przybyszów spoza Sycylii. Nie ukrywam, że również miałam w swoim grafiku spróbować Arancini na Sycylii. Pamiętać jednak trzeba, że podobnie jak wiele innych potraw np pizza, Arancini jest bieda-jedzeniem. Tanim i sytym.  


Osobiście nie popadłam jednak w jakiś  zachwyt. Dla mnie są zbyt mdłe i za duże. Jednak sam pomysł zakiełkował własnymi arancini w w domu. Sama produkcja okazała się prosta i dość kreatywna. Na Sycylii jest coraz więcej receptur, są ze szpinakiem i ricottą, z ragu, miałam okazję jeść z szynką parmeńską. Postanowiłam więc zaszaleć we własnej kuchni i przygotować arancini trochę zgodnie z ich pierwotnym przeznaczeniem. Ma to być tania i syta przekąska. Obecnie może te hasła nie są zbyt aktualne, ale za to zero waste już bardzo aktualne. a przy okazji zawsze zaoszczędzimy wykorzystując to co w domu. Zatem z czego powstało moje arancini.

SKŁADNIKI:
- 2 - 2,5 szklanki ugotowanego ryżu
- 40 - 50 dkg mielonej wieprzowiny
- duża cebula - posiekana w kostkę
- jasna część pora - posiekana w półplasterki.
- 2 małe marchewki (reszta z pęczka włoszczyzny) starte na grubej tartce
- około pól szklanki startego sera żółtego (wzięłam do co miałam w lodówce, padło na Goude)
- Przyprawy: harrisa, kurkuma, papryka mielona czerwona, czosnek granulowany, czarny mielony pieprz, szczypta suszonej mięty, lubczyk suszony, pęczek natki pietruszki - drobno posiekany, sos sojowy jasny, sól
- panierka: mąka, jajka, bułka tarta

WYKONANIE:
W płaskim naczyniu rozgrzewamy olej, wsypujemy cebulę i szklimy. Następnie wrzucamy mięso i smażymy, aż rozdrobnimy i wyparuje woda, wtedy dodajemy pora i marchew oraz wszystkie przyprawy. Ilości najlepiej sprawdzić organoleptycznie czyli po prostu spróbować. Powinno być dość wyraziste w smaku, bo kiedy dodamy ryż, całość może jeszcze wymagać dodania przypraw. Kurkumy dajemy ok 3/4 łyżeczki, a reszty jak lubimy - taka mała wskazówka.
Smażymy chwilę, możemy podlać sosem sojowym. Kiedy wyparuje cały płyn, a mięso jest już usmażone, dodajemy ryż i ser i dobrze mieszamy. W razie potrzeby doprawić.
Studzimy. Masa powinna być kleista, zwięzła i łatwa w formowaniu. Kiedy ostygnie formujemy kule o średnicy ok 4 - 5 cm. Panierujemy, mąka, roztrzepane jajka i tarta bułka. Wrzucamy na gorący olej i smażymy dopóki nie nabiorą złotego koloru.

SMACZNEGO :)













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz